Żeby odpowiedź usłyszeli!” – uśmiecha się neapolitańczyk. „Kiedy tu przyjdziesz, zapukaj, ja nawet zza grobu odpowiem ci: ufaj Bogu!” – to zdanie z duchowego testamentu księdza Dolindo córki duchowe kapłana przybiły do marmurowej płyty nagrobka swojego padre. Kiedy wracam do ostatnich scen z jego życia i duchowego
Uśmiecha się Siostra. Tak, lubię to. Czy to trudne, kiedy pracuje się w hospicjum? Nie. W domowym hospicjum pracuję ponad pięć lat. Ten czas to dla mnie wielkie szczęście i spełnienie marzenia, które choć zrodziło się w czasie studiów, to wtedy go sobie nie uświadamiałam. Marzyła Siostra, by spotkać śmierć? Ja nie marzyłam o śmierci. Marzyłam, żeby być blisko tych, którzy muszą przejść przez granicę. Już na studiach prowadziłam w duszpasterstwie jezuitów seminarium dla studentów o śmierci, umieraniu. Nie wiem, skąd mi się wzięły takie zainteresowania. Może wpłynął na nie fakt, że dramatycznie przeżyłam śmierć mojej matki chrzestnej. Bardziej niż samo odejście zapamiętałam jednak moment, kiedy zobaczyłam ją bardzo cierpiącą i zabrano mnie od niej. Czy to było dobre? Powinniśmy izolować dziecko od umierającej babci albo dziadka, czy może raczej pozwolić być blisko? W hospicjum, kiedy ktoś odchodzi, staramy się towarzyszyć całej jego rodzinie. I najmłodszym, i najstarszym. Zachęcamy, by także dzieci przygotowywać do pożegnania. Lubi Siostra swoją pracę? Lubię. Jestem lekarzem, ale długo nie pracowałam w zawodzie. Opiekowałam się co prawda chorymi siostrami, ale to nie to samo. Praca w hospicjum była moim marzeniem, dlatego poprosiłam o nią przełożonych. Chciałam być blisko tych, którzy odchodzą. Lubi pani słowa „odchodzić” albo „zbliżać się do kresu”? Bo ja nie za bardzo lubię słowo „umierać”. Mistyka śmierci... Nie, to nie żadna mistyka. Po prostu unikamy określeń, które nie za dobrze się kojarzą. Starałam się nie mówić do chorego: „Pan umiera” albo do rodziny: „Pacjent wkrótce umrze”. Po co używać słów ostrych, raniących, skoro można inaczej, cieplej. Rozmawiamy o śmierci przy herbacie i domowym cieście. Kiedyś myślałam, że na takie tematy zarezerwowany jest szczególny czas, miejsce i atmosfera. Że musi być doniośle, z pełną powagą. Rozmawiając z ciężko chorymi ludźmi, i w ogóle w rozmowach o śmierci, projektujemy nasze własne lęki. Tymczasem trzeba zwyczajnie. Staram się, żeby wiedza, którą przekazuję, nie była łopatologiczna, ale też żeby nie opowiadać historyjek. Często wracam w myślach do maksymy: „Nie musisz mówić całej prawdy, ale niech wszystko, co mówisz, będzie zgodne z prawdą”. Czasami, zanim wejdę do mieszkania, członek rodziny czeka na mnie na klatce schodowej i mówi ściszonym głosem: „Proszę nie mówić, że siostra jest z hospicjum”. Jednak kiedy się lepiej poznajemy, te lęki i powaga opadają. Ale muszę dodać, że każda historia jest inna, każdy pacjent jest inny. Pracujemy „autorsko”, nie według z góry ustalonych scenariuszy i szablonów. Także dlatego lubię tę pracę. Na czym ona polega? Jestem lekarzem w Hospicjum Domowym im. św. Łazarza w Krakowie. Kwalifikujemy pacjenta do domowej opieki hospicyjnej, jeśli ma takie życzenie, a rodzina może mu zapewnić niezbędną opiekę. Są chorzy, którzy chcą odejść u siebie. Odwiedzając chorych, oceniam ich stan, staram się określić, z jakim rodzajem cierpienia boryka się chory, decyduję o leczeniu, włączam środki uśmierzające ból, jeśli pacjent cierpi. Kiedy rodzina czuje się bezradna, pokazuję, jak ułożyć chorego w łóżku, jak go umyć, zmienić pampersa, zaścielić łóżko albo podać zastrzyk. Odwiedzam pacjentów regularnie. Oswajamy się, nawiązujemy więź. Patrzy Siostra na swoich pacjentów bardziej jak lekarz czy osoba duchowna? Opowiem dwie anegdoty. Parę lat temu przyszłam na pierwszą wizytę do nowego pacjenta. Otworzyłam drzwi, przedstawiłam się „siostra Elżbieta”, a nie „doktor Elżbieta”. Kiedy wypełniłam wszystkie papiery, a jest ich bardzo dużo, sięgnęłam do plecaka po aparat do mierzenia ciśnienia i stetoskop. Mąż chorej popatrzył na mnie i wybuchnął śmiechem. „Myśleliśmy, że siostra przyszła zrobić wywiad, a potem przyjdzie doktor” — powiedział. Innym razem, gdy przyszłam do chorego, jego dwuletnia wnuczka popatrzyła na mnie i moje słuchawki i podsumowała: „O, dwa w jednym”. Od tego czasu mówię, że jestem „dwa w jednym”. Staram się jednak nie mieszać dwóch bytów i zawsze najpierw koncentruję się na kwestiach medycznych. Moja główna rola to ocenić stan pacjenta i zadecydować, jak pomóc jemu i jego rodzinie. Wbrew pozorom częściej niż ja okazję do głębokich rozmów o wierze mają rehabilitantki i pielęgniarki, które spędzają z pacjentami o wiele więcej czasu. Przypomina mi się moja niedawna pacjentka, pani Hania. „Wie siostra, ja tak szczerze powiem, nie chodziłam za bardzo do kościoła” — wyznała pewnego dnia. Zostawiłam jej numer telefonu do naszego kapelana. Nie dopytywałam, nie nalegałam. Po jakimś czasie pani Hania powiedziała: „No jeszcze nie zadzwoniłam do kapelana, ale się zbieram. Ale siostro, z czego ja się będę spowiadać?”. Zapytałam ją, na którym miejscu w jej życiu był Pan Bóg, bo przecież wiadomo, że nikogo nie zabiła i nie okradła. Ale to już trudne zadanie kapelana — wydobyć z ludzi prawdę o nich samych. Prawdę, którą czasem ukrywali przez całe życie. Czy przywiązuje się Siostra do swoich pacjentów i ich rodzin? Na czas, kiedy się nimi opiekuję, tak. Ale potem przychodzą następni, dlatego nie jestem w stanie podtrzymywać tych kontaktów. Ci, którymi zajmowałam się dłużej, pozostają we mnie. Przed uroczystością Wszystkich Świętych odwiedzam ich na cmentarzach i robię sobie prywatne wypominki. Długa ta lista? Długa... Ale wiem, że wspierają mnie z nieba. Dają mi siłę, by kontynuować tę pracę. Czy odchodzący ludzie mają marzenia? Mają! I naszym zadaniem jest, aby je z nich wydobyć i spróbować spełnić. Czasem są to bardzo proste rzeczy, np. chory chciałby pójść na spacer, ale jednocześnie jest to trudne do zrealizowania w jego stanie. Pamiętam pacjenta, który pragnął wyjechać do swojego domku letniskowego na wsi. Był w ciężkim stanie, jednak żona i dzieci tak wszystko zorganizowały, że stało się to możliwe. My pomogliśmy załatwić pomoc z innego hospicjum, które znajdowało się niedaleko tego domku. Pan odszedł właśnie tam. Szczęśliwy, że jest na swoim tarasie i ogląda swój ogród. Kobiet nie pyta się o wiek... Mam 60 plus. W tym roku przechodzę na emeryturę. Opiekuje się Siostra ludźmi starszymi czy młodszymi od siebie? Takimi i takimi. W pierwszych latach mojej pracy duże wrażenie robiło na mnie, gdy opiekowałam się ludźmi młodymi. A teraz nie? Do śmierci można się przyzwyczaić? Oswoić? Oswoić to dobre słowo. Czy myśli Siostra czasem: „Boże! To niesprawiedliwe!”. Tak. Choć powiedziałam, że oswajam śmierć, trudno jest się pogodzić z widokiem odchodzącej młodej mamy, która ma dzieci i sama jest dla kogoś dzieckiem. Myślę wtedy, że przecież jeszcze nie czas, że to takie nienaturalne... Praca w hospicjum wpływa na to, jak myśli Siostra o swojej śmierci? Tak. Wielu ludziom towarzyszyłam do końca i często było mi dane być z nimi w momencie przejścia albo zaraz po nim. Po ludzku nie boję się śmierci, czuję duży spokój. Boję się natomiast cierpienia i zależności od innych. Choć z tego drugiego wyzwalam się dzięki pracy w hospicjum. Kiedyś bardzo nie chciałam, żeby na starość ktoś się mną zajmował, a dziś widzę, że taka zależność w bliskich pacjenta wyzwala ogromne pokłady dobra. Jestem więc gotowa ją przyjąć. Czy przeżyła Siostra taką śmierć, jaką sama chciałaby mieć? Spotkałam osoby, które nie były zbuntowane, które patrzyły na siebie i swój stan uczciwie, dojrzale. Odchodziły spokojnie, pogodzone ze sobą, światem i Panem Bogiem, w otoczeniu bliskich ludzi. Tak jakby zasypiały. Takiego czegoś zazdroszczę. Myślałam, że nie będzie Siostra chciała odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego? Ja nie patrzę na śmierć jak na zło samo w sobie, ale jak na logiczną konsekwencję naszej egzystencji. Nie jesteśmy nieśmiertelni, choćbyśmy walczyli z całych sił. Wierzę jednak, że nasze ziemskie życie kończy się po to, aby inne mogło się zacząć. Staram się nie epatować moich pacjentów swoją wiarą, ale chcę, by mieli pewność, że opieram się na Kimś, kto jest solidniejszy ode mnie. I może stąd ten mój uśmiech. opr. mg/mg
Paulina Smaszcz opowiedziała o śmierci partnera. Zginął w tragicznym wypadku. Adam Rzeźniczak. 2 min. czytania. 19.11.2023 13:36. Podziel się. Paulina Smaszcz ujawniła, że straciła miłość swojego życia. Po rozstaniu z Maciejem Kurzajewskim weszła w nowy związek. Niestety partner „kobiety-petardy” zginął w tragicznym wypadku.
W naszej kulturze coraz bardziej staramy się wykluczyć śmierć. Kiedyś umierało się w domach – dziś należy to do rzadkości, bo robi się to głównie w szpitalu. A szpitale pełne są błąkających się duchów, które nie zostały właściwie odprowadzone, a same przejść się boją lub utknęły, nie rozumiejąc, że nie żyją. Prędzej czy później może się zdarzyć, że w twojej rodzinie lub u bliskich znajomych, pojawi się sytuacja, że będzie ktoś umierający. Jak się zachować? Czego nie robić? A co robić? Poniższy artykuł jest efektem moich wieloletnich doświadczeń z umierającymi i ich rodzinami. Początkowo bałam się tych okoliczności i uczestnictwa w nich. Życie jednak przyniosło mi szereg sytuacji, kiedy byłam bardzo blisko tych stanów i pozwoliło mi to, niejako zjawisko śmierci oswoić. Chciałabym podzielić sie swoimi przemyśleniami, mając nadzieję, że wniesie to trochę otuchy i spokoju, jeżeli ktoś z was stanie w obliczu takiego doświadczenia. Człowiek szykujący się do przejścia często czuje, że jego czas jest już krótki. Być może będzie miał potrzebę powiedzenia o tym. Nie zaprzeczaj, nie wypieraj, nie mów mu – „babciu przecież ty nie umierasz…” Wielu z nas wydaje się, że grzecznie i poprawnie jest zaprzeczać i wypierać te informacje, ale nie rób tego. O wiele lepiej zapytać – czy mogę coś dla ciebie zrobić? Jest to także doskonałe pytanie, kiedy mamy kontakt z kimś, kto wie, że umiera, ale ma jeszcze trochę czasu. Człowiek, który dowiaduje się o swojej śmierci przechodzi przez pewne fazy, ale zawsze na końcu jest akceptacja i spokój. Znam przypadek chorej na serce kobiety, która miała zostać prababcią, ale czuła, że jej serce nie wytrzyma zbyt długo aby doczekać prawnuczki. W owych dniach w szpitalu bardzo mocno wspierała ją jej wnuczka. Po wypłakaniu morza łez i wzruszających wspomnień, ustaliły, że prababcia zostawi dla prawnuków przekaz w postaci nagrań swojego głosu. Na szpitalnym łóżku, za pomocą dyktafonu w komórce, nagrała dla nich przepiękne baśnie – opowiedziane swoimi słowami. Początkowo czuła się z tym nieswojo, ale po kilku nagraniach tak się rozgadała, ze poza baśniami nagrała listy pożegnalne dla wszystkich swoich bliskich. Były to pełne ciepła i optymizmu przesłania, w których dzieliła się wnioskami na temat życia i po raz ostatni opowiedziała najśmieszniejsze anegdotki ze swojego życia. Nagrała także życzenia dla rodziny na nadchodzące i każde kolejne święta, i poprosiła, aby dawać jej w ten sposób przemówić podczas Wigilii. Nade wszystko podkreślała, aby niczego nie żałować. Aby żyć zgodnie z natchnieniem serca i nie patrzeć na życie pod kątem ilości popełnionych błędów, ale pouczających doświadczeń, i raczej śmiać się, niż płakać i żałować. Te nagrania wywołały lawine łez i wzruszeń w gronie rodziny. W ten sposób, pomimo swego odejścia po kilku tygodniach, pozostawiła ślad swojej obecności dla kolejnych pokoleń. Po wypłakanych łzach, pozotało w jej rodzinie uczucie wdzięczności i ogromnej miłości. Obecnie jesteśmy mocno wspierani przez technologię, która oferuje nam łatwy dostęp do zapisu dźwięku i obrazu. Korzystajmy z tego! Źródło: O co jeszcze proszą umierający? Wielu zależy na pozostawieniu po sobie czegoś dla rodziny – jakiegoś śladu, bardzo często też chcą w jakiś sposób zadbac o tych, którzy pozostaną. Postaraj się zapytać, jaka jest ich wola i jeżeli sytuacja tego wymaga, sprawić, aby została ona wykonana. Czasem ktoś prosi o sporządzenie testamentu – jednak z mojej praktyki jest to rzedkość, ludzie raczej po prostu mówią czego sobie życzą, a zapewnienie ich o tym, że ich wola zostanie uszanowana, przynosi im spokój. Niektórzy zmarli chcą zobaczyć swoich bliskich, także takich, których z różnych względów nie widzieli od dawna. O ile to możliwe, postataj się poinformować te osoby i zachęcić do przyjścia. Jeżeli z różnych względów nie jest to możliwe (odległość, brak dobrej woli danej osoby – np. wieloletnia uraza, czy inne okoliczności), zaproponuj umierającemu nagranie informacji dla tej osoby lub podyktowanie listu. Jeżeli osoba odchodząca ma wnuki, prawnuki lub też sprawa dotyczy małych dzieci – rozważ czy umożliwić im kontakt z odchodzącym. Osobiście zachęcam, bo choć dla niektórych dzieci może to być nieco ciężkie doświadczenie, to przy wsparciu mądrego dorosłego, takie pożegnania są czymś bardzo pięknym i cennym. Jeden z moich przyjaciół żegnał się z odchodzącym dziadkiem, jako mały chłopiec. Pamiętał, że dziadek był bardzo zmieniony przez chorobę i z trudem wychrypiał mu coś do ucha. Nie rozumiał, ale był tak zszokowany, że bał się prosić aby powtórzył. Po wielu latach, będąc dorosłym, poddał się zabiegowi regresji i odpamiętał słowa swojego dziadka. Było to przepiękne przesłanie i mój przyjaciel wielokrotnie podkreślał, że czas, w którym je odpamiętał, był najwłaściwszym czasem dla niego. Nigdy nie wiemy, na co komu przyda się dane doświadczenie, dlatego zachowajmy mądrą otwartość na okoliczności, jakie przynosi nam życie. Osobie umierającej może sprawić przyjemność po prostu posiedzenie przy niej. Powspominanie, pooglądanie zdjęć. Można zadbać, aby osoba odchodząca miała w pobliżu swoje ulubione przedmioty – np. chustę, koc, poduszkę, a także ulubioną roślinę czy obrazek ze swoim świętym. Jest to bardzo szeroka paleta możliwości i najczęściej jesteśmy w stanie zadbać, aby te przedmioty dostarczyć. U niektórych będą to amulety, różaniec czy minerał. Przedmioty te nie są absolutnie konieczne, wszelako wiele razy przynosiły one komfort dla lezącego w szpitalnym łóżku. Jeżeli mamy takż możliwość – skorzystajmy z niej. U wielu starszych obserwuje się, że w raz z nadchodzeniem ostatniej godziny, coraz więcej śpią, są niemal w ciągłym śnie – letargu. Bardzo często są juz oni po części oderwani od swojego ciała, a także ich Dusza odbywa coś, co można nazwać „rozliczeniem”. Nie widzimy tego, ale na poziomie duchowym odbywaja się długie i skomplikowane analizy życia, wspomnienia, przeżywania – nawet, jeżeli osoba przebudzi się i tego nie pamięta. Znane jest mi takie wiedźmińskie przekonanie – „dlaczego babcia tak długo śpi? Przed śmiercią odpoczywam…” Wygląda to na rodzaj czarnego humoru, ale jest w tym sporo prawdy. Źródło: Ostateczne, opuszczenie ciała to potężny skok energetyczny Warto zapalić świecę, także gromicę jeżeli masz – ale może to być dowolna świeca z wosku pszczelego lub biała. W wielu kulturach jest praktykowane czuwanie przy umierającym, a potem także przy już zmarłym. Modlitwy i skupienie mają zapewnić Duszy energię i dać jej czas na oswojenie się z nową sytuacją. Porzucając ciało w jednej chwili trawimy wiele właściwości, do których byliśmy porzyzwyczajeni przecz często kilkadziesiąt dobrych lat. Czasem potrzeba chwili, aby przypomieć sobie ów duchowy stan nieważkości i możliwości wszędobylstwa poza czasem i przestrzenią. Jeżeli umierający sie boi – natrzyj mu dłonie i stopy oliwą z oliwek. Może to być odprężający masaż, albo po prostu posmarowanie stóp i dłoni – czasem choćby tylko lekkie nałożenie na nie oleju. Niektórzy umierając odczuwają rodzaj nadwrażliwości i nie chcą aby ich dotykać. Jest to dla nich nieprzyjemne. Inni chcą trzymac kogoś za rękę do samego końca. Wsłuchaj się w tego człowieka, jeżeli możesz zapytaj, albo chwyć za rekę. Poczujesz, czy życzy on sobie tego gestu, czy nie. Cokolwiek się stanie – zaakceptuj. Staraj się podążać za tym, czego twój bliski potrzebuje Jeżeli nie jest w stanie ci tego zakomunikować – delikatnie próbuj różnych sposóbów i niczego nie wymuszaj, jedynie przyglądaj się reakcji. W przypadku poczucia lęku lub także, gdy umierający widzi lub czuje obecność wrogich emergii lub istot – oczyść pomieszczenie kadzidłem, zapal świecę i poproś siły anielskie o interwencję. Masz prawo tego dokonać i nie musisz posiadać do tego wysokich umiejętności magicznych. Użyj swoich słów. Poproś o pomoc boskie energie i wiedz, że pomoc, o którą prosisz, zostanie udzielona skutecznie i adekwatnie do sytuacji. Jeżeli twój bliski, który jest u kresu swojej podróży, zażyczy sobie obecności księdza i tzw. sakramentu chorych – postaraj się zapewnić mu te usługę. Nie namawiam wszelako do wzywania księdza wbrew czyjejś woli. Sprawa przejścia jest tajemnicą Duszy i nie jest do tego potrzebny kapłan. Jego obecność nie warunkuje tego, że „śmierć będzie lepsza czy gorsza”. Niektórzy księża wręcz nie potrafią się zachować w obliczu śmierci – dlatego używaj tej opcji z rozwagą. Bardzo często w ostatnich chwilach umierający odzyskuje przytomność, albo bardzo wyraźnie się ożywia, siada, uśmiecha się. Niekiedy ma się wrażenie, że się zbudził ze snu i za chwilę wyskoczy z łóżka. Wiele osób widzi swoich dawnych bliskich zmarłych – rodziców, małżonków, przyjaciół, a także aniołów, Jezusa czy Maryję lub tak zwanych świętych. Zachowaj spokój. Nawet jeżeli nie widzisz – nie posądzaj swojego bliskiego umierającego o utrate zmysłów. On właśnie uzyskał prawdziwe widzenie i przyszli po niego ci, którzy chcą go otoczyć opieką i przeprowadzić. W tym szczególnym okresie zapraszamy do wzięcia udziału w rytuale on-line: Rytuał Spokoju – Okaż Szacunek tym, którzy odeszli Czas przejścia na drugą stronę… Dla wielu śmierć właśnie jest takim zrywem z łóżka i radosnym podążeniem za Jezusem lub przodkami, tylko, że wyskakując z łóżka zostawiają na nim swoje ciało – wraz z ostatnim oddechem. Nie trzymaj zmarłego. Pozwól odejść. Nie krzycz, nie zaprzeczaj. Jeżeli chcesz – módl się. Proś o spokojne i bezpieczne przejście. Poproś o ochorne dla niego. Poproś jego Anioła Stróża, możesz zwrócić się do Aniołów lub Archaniołów, jeżeli z nimi współpracujesz, lub innych jasnych istot. Wielokrotnie spotkałam się z przypadkami, że ktoś z rodziny czuwał przy umierającym bardzo długo, ale z czasem musiał on udać się do domu, choćby w celu zmiany ubrania i odświeżenia się. Niedługo po czasie opuszczenia sali chorego, lub też krótko nad ranem (przed powrotem do szpitala), ich bliski umierał. Wówczas niejednokrotnie ludzie robia sobie wyrzuty – „jak mogłem odejść? A moja mama wtedy właśnie umarła i nie było mnie przy niej”. Proszę, nigdy nie czyń sobie takich wyrzutów. Niektórzy aby odejść wyczekują chwili samotności. Woła ich już inny świat, a trzymający za ręke syn czy córka nie ułatwia oderwania się i przejścia na „drugą stronę”. Tak więc nasza obecność jest ważna, lecz bardziej liczy się duchowa obecność i wsparcie niż fizyczne trwanie przy umierającym. Pożegnanie Możesz swoimi słowami pożegnać się z umierającym, podziękować, także przeprosić, jeżeli czujesz taką potrzebę. Pamiętaj, że z chwilą śmierci ciała życie się nie kończy. Możesz zupełnie swobodnie wyrazić swoje uczucia i rozmawiać z duchem swojego zmarłego także po jego przejściu. Łzy i żal są czymś naturalnym i pozwól sobie na wszelkie emocje, jakie do ciebie napłyną. Istotne jest jednak to, aby swoją przeogromną manifestacją rozpaczy nie trzymać zmarłego. Najcześciej Dusza jeszcze przez jakiś czas krąży po ziemi. Przyzywczaja się do „duchowej fizyki”, odwiedza bliskich i przyjaciół. Jedni przechodzą od razu, inni po 40stu dniach, a jeszcze innym zajmuje to dłużej. Wielu też nie chce odejść ze strachu przed karą za grzechy lub z troski o tych, co zostali. Nie trzymaj ducha swojego bliskiego zmarłego – raczej mów, że dasz sobie radę, a po przejściu do wyższych sfer będzie mógł zobaczyć, co u ciebie i przekazywać ci swoje wsparcie. Pamiętaj, że śmierć jest czymś tak naturalnym jak życie, i prędzej czy później, każdy z nas będzie jej doświadczał, tak jak doświadczaliśmy już jej wiele razy. Jeżeli nie wiesz co powiedzieć – nie mów nic. Jeżeli nie wiesz co zrobić – zapytaj lub zrób to, co podpowiada ci twój pierwszy odruch serca. Może również zainteresować cię artykuł: Aborcja w życiu człowieka rozwijającego się duchowo Adriana Olszewska
A miało być tak smutno. Día de Muertos obchodzone jest w całym kraju, ale najhuczniej świętuje się na południu Meksyku. Wywodzi się jeszcze z tradycji azteckiej i może liczyć nawet 3 tysiące lat. Początkowo wypadało w sierpniu, ale kolonizatorzy przenieśli je na listopad, by przybliżyć lokalnym tradycję chrześcijańską.
raw download report. Tajemnica Krwi (142 lvl) Do rozpoczęcia wymagane jest ukończenie Questów: *Rozwiąż sprawę zamkniętych przejść do Katakumb - 70 lvl. *Kiedy śmierć się uśmiecha - 99 lvl. *Wielkie Arkana - 113 lvl. *Małe Arkana - 130 lvl. Dobra rada od autorki solucji - nie robić questa w pośpiechu, gdyż można go spalić.
Zanika odruch połykania, w głębi gardła gromadzi ci się ślina. Kiedy oddychasz, twój oddech ociera się o tę wydzielinę, wprowadza ją w stan wibracji, ślina bulgocze. Brzmi to trochę tak, jakby dziecko wysysało przez rurkę resztki oranżady ze szklanki. To bulgotanie śmierci. Bliscy słyszą w tym cierpienie.
. 48 147 578 771 212 175 773 173
kiedy śmierć się uśmiecha